wtorek, 25 maja 2010

NABOŻEŃSTWO

Dzwon od rana z wieży woła

Słychać jego głos

Czas wychodzić do kościoła

Uczesany włos

 

Jest niedziela czyli święto

Zjadłem już śniadanie

Obowiązku mi nie zdjęto

Trzecie przykazanie

 

Nie wychodzę po kryjomu

Więc się nie zasłaniam

Kościół nie daleko domu

Znajomym się kłaniam

 

Takie me przyzwyczajenie

I duszna potrzeba

Swych nawyków ja nie zmienię

Dadzą wina chleba

 

Ksiądz mi powie o dobroci

Że Jezus mnie kocha

Monstrancja złotem zaświeci

Myśl nie będzie płocha

 

Przekażcie ten znak pokoju

Od ołtarza pada

Nie wszyscy mego pokroju

A więc czy wypada

 

Nie wiem czy lepszy wychodzę

Lecz serce się śmieje

Wodą palcem czoło chłodzę

Dobrze że nie leje

 

Pogodzony zamyślony

Do domu powracam

Uśmiecham się do mojej żony

Jutro będzie praca

sobota, 1 maja 2010

Chrystus frasobliwy

Brodę podparł lewą ręką

Łokieć na kolanie

Jeśli jam Twoją udręką

Przepraszam Cię panie

 

Twoja twarz bólem skrzywiona

I pokryta potem

Nie potrzebna ta korona

Pamięta golgotę

 

Włosy Twoje błyszczą czarno

Farbą malowane

Ptaki się do Ciebie garną

Jest gniazdko usłane

 

Na nogach żyły nabrzmiałe

Martwią swym bezlikiem

Palce także pogrubiałe

Wycięte kozikiem

 

Twarz zafrasowana

Wykrzywiona bólem

Zmarszczkami zorana

A przecież jest królem

 

Na słupie wysoko siedzi

Dobrze się tam czuje

Grzechy moje widzi

I mną się frasuje